Coraz więcej jest wydarzeń, które
kierowane są do szeroko pojętej blogosfery. Mniejsze, większe, w różnych
częściach Polski. I super! Dla mnie to ogromnie ważne, żeby się rozwijać, uczyć
i inspirować tym co mówią i robią inni. Zresztą zawsze z niecierpliwością
czekam na kolejną sposobność, żeby dowiedzieć się czegoś nowego. Tak było i
przed See Bloggers.
Uwielbiam spotykać blogerów
Tak naprawdę to uwielbiam spotykać ludzi i
to takich, którzy mają świetne pomysły i zarażają uśmiechem. Dlatego przebieram
nóżkami z niepokojem przed każdym takim wydarzeniem. Wierzcie mi, to świetne
spotkać ludzi, którzy są tak samo zbzikowani jak ja. Czasem mam wrażenie, że to
takie pozytywne freak show, bo każdy z nam jest inny i to właśnie jego zaleta.
Jeszcze lepiej, jeśli dzielą się swoją wiedzą, nie tylko na prelekcjach czy
warsztatach, ale po prostu w rozmowach. Dlatego tym razem postawiłam na
networking i nie żałuje. Poznałam wspaniałych ludzi, spotkałam dawno nie
widzianych znajomych, trochę pomarudziłam, bo niestety pogoda była nie
najlepsza i mocno to odczułam. Ale to tylko drobiazg. Pogody zaplanować nie
sposób.
Zmasowany atak
Muszę przyznać, że troszkę się poczułam
osaczona tym wszystkimi stanowiskami i atakującymi mnie zewsząd propozycjami
oddania lajka czy innej aktywności w mediach społecznościowych w zamian za
drobny gadżet czy kosmetyk. Sama pracuje w branży reklamowej i rozumiem na czym
zależy markom, ale żeby to wszystko było chociaż ciut bardziej kreatywne. W
sumie najlepiej z tego wybrnęła jedna z firm, bo zachęcała żeby chociaż zrobić
coś twórczego. Szkoda, że duże, światowe marki potrafią tylko wystawić ściankę
i trzaskać zasięgi za szminkę.
Swoją drogą to zabawne, kiedy po prostu
ciekawa jednego z produktów podeszłam się o niego wypytać, zamiast odpowiedzi
padło pytanie o to czy prowadzę bloga kosmetycznego, a skoro nie to zostałam
olana. I nie chciałam wcale nic dostać, mogłabym nawet kupić. Ale chciałam
tylko informację. Trudno.
Bloger głodny to bloger zły
Zresztą nie tylko bloger, ale każdy. Nie
twierdzę, że powinniśmy dostać “papu” pod nosek, jako rozwydrzone blogery.
Raczej o to, że powinniśmy mieć możliwość kupić sobie coś co napełni puste
brzuszki. Podobno było tam jakieś jedzenie (tak głosi legenda), ale nie miałam
okazji sprawdzić organoleptycznie. Jeden food truck to naprawdę za mało na tyle
osób. A niestety miejsce, w którym znajduje się PPNT jest dość oddalone od
wszelkich przybytków żywieniowych. Ale daliśmy radę.
Warsztaty, których nie było
Przeglądając agendę konferencji ucieszyłam
się ogromnie, kiedy moim oczom ukazały się warsztaty pt. Dawne rzemiosła
współczesnymi pasjami. Pierwszy raz na blogerskim evencie temat dla
rękodzielników. Organizator - Burda. Same miłe skojarzenia. W końcu nie raz
patrzyłam jak moja mama rozszyfrowuje wykroje i szyje sobie ciuchy. Niestety
ogromnie się rozczarowałam. 5 minut historii czasopisma, przerysowanie wykroju
bluzki, wycięcie i po wszystkim. Prowadząca, która szyć nie umie. Czar prysł.
Warsztaty były reklamą innych, płatnych warsztatów. A gdzie to co zawarte w
temacie?
Świadome bycie blogerem?
Często mówię o tym na warsztatach z
blogowania. Świadomość tego, że to co robi się w internecie określa nas jako
blogerów, twórców, czy jak jeszcze można nazwać to co robimy. Niestety nadal
wiele osób zakłada blogi tylko po to, żeby dostawać gratisy. Podpiszą się pod
wszystkim. bez zastanowienia, żeby tylko dostać nawet najmniejszy gadżet. Byłam
w ten weekend świadkiem paru sytuacji, których się nie spodziewałam. Od
przepychanek przy wejściu na warsztaty, przez fochy przy zapisach na malowanie
paznokci, po lans na obieraczkę do ziemniaków. W między czasie na sali mówiono
naprawdę ciekawie i z sensem. Naprawdę warto się zastanowić, czy warto się
skusić na gadżet za fotkę w sieci.
Po prostu prelekcje
To co okazało się najlepsze na See
Bloggers to prelekcje. Co prawda nie miałam okazji być na wszystkich, ale te
których słuchałam zdecydowanie świetnie. Tomek Sulewski, który świetnie
opowiada. Jason Hunt mobilizuje do działania, jest zawsze jest parę kroków
przed wszystkimi. Prelekcja o Snapchacie lekka i rzeczowa. To jest to co lubię.
Pierwsze See Bloggers, przy którym miałam
okazję pracować było inne, mniejsze i troszkę nieśmiało stawiało kroki w
świecie eventów blogerskich. Ale przez ten rok się rozwinęło i rozrosło.
Zmienili się organizatorzy i pomysł na imprezę. Jedno jest pewne, wszyscy
włożyli w nią mnóstwo pracy. Wiem doskonale, jak wiele się trzeba nauczyć i
napracować przy takim evencie, a i tak się nie dogodzi się wszystkim. Mam
nadzieję, że następnym razem będzie lepiej. Mi ta forma nie do końca
przypasowała, ale zapewne nie jestem obiektywna. Mam też nadzieję, że same
marki zaczną działać z pomysłem, bo nie mam nic przeciwko współpracy z
blogerami, ale można to zrobić lepiej.