See Bloggers po raz trzeci - moim okiem


Coraz więcej jest wydarzeń, które kierowane są do szeroko pojętej blogosfery. Mniejsze, większe, w różnych częściach Polski. I super! Dla mnie to ogromnie ważne, żeby się rozwijać, uczyć i inspirować tym co mówią i robią inni. Zresztą zawsze z niecierpliwością czekam na kolejną sposobność, żeby dowiedzieć się czegoś nowego. Tak było i przed See Bloggers.

Uwielbiam spotykać blogerów

Tak naprawdę to uwielbiam spotykać ludzi i to takich, którzy mają świetne pomysły i zarażają uśmiechem. Dlatego przebieram nóżkami z niepokojem przed każdym takim wydarzeniem. Wierzcie mi, to świetne spotkać ludzi, którzy są tak samo zbzikowani jak ja. Czasem mam wrażenie, że to takie pozytywne freak show, bo każdy z nam jest inny i to właśnie jego zaleta. Jeszcze lepiej, jeśli dzielą się swoją wiedzą, nie tylko na prelekcjach czy warsztatach, ale po prostu w rozmowach. Dlatego tym razem postawiłam na networking i nie żałuje. Poznałam wspaniałych ludzi, spotkałam dawno nie widzianych znajomych, trochę pomarudziłam, bo niestety pogoda była nie najlepsza i mocno to odczułam. Ale to tylko drobiazg. Pogody zaplanować nie sposób.

Zmasowany atak

Muszę przyznać, że troszkę się poczułam osaczona tym wszystkimi stanowiskami i atakującymi mnie zewsząd propozycjami oddania lajka czy innej aktywności w mediach społecznościowych w zamian za drobny gadżet czy kosmetyk. Sama pracuje w branży reklamowej i rozumiem na czym zależy markom, ale żeby to wszystko było chociaż ciut bardziej kreatywne. W sumie najlepiej z tego wybrnęła jedna z firm, bo zachęcała żeby chociaż zrobić coś twórczego. Szkoda, że duże, światowe marki potrafią tylko wystawić ściankę i trzaskać zasięgi za szminkę.
Swoją drogą to zabawne, kiedy po prostu ciekawa jednego z produktów podeszłam się o niego wypytać, zamiast odpowiedzi padło pytanie o to czy prowadzę bloga kosmetycznego, a skoro nie to zostałam olana. I nie chciałam wcale nic dostać, mogłabym nawet kupić. Ale chciałam tylko informację. Trudno.


Bloger głodny to bloger zły

Zresztą nie tylko bloger, ale każdy. Nie twierdzę, że powinniśmy dostać “papu” pod nosek, jako rozwydrzone blogery. Raczej o to, że powinniśmy mieć możliwość kupić sobie coś co napełni puste brzuszki. Podobno było tam jakieś jedzenie (tak głosi legenda), ale nie miałam okazji sprawdzić organoleptycznie. Jeden food truck to naprawdę za mało na tyle osób. A niestety miejsce, w którym znajduje się PPNT jest dość oddalone od wszelkich przybytków żywieniowych. Ale daliśmy radę.

Warsztaty, których nie było

Przeglądając agendę konferencji ucieszyłam się ogromnie, kiedy moim oczom ukazały się warsztaty pt. Dawne rzemiosła współczesnymi pasjami. Pierwszy raz na blogerskim evencie temat dla rękodzielników. Organizator - Burda. Same miłe skojarzenia. W końcu nie raz patrzyłam jak moja mama rozszyfrowuje wykroje i szyje sobie ciuchy. Niestety ogromnie się rozczarowałam. 5 minut historii czasopisma, przerysowanie wykroju bluzki, wycięcie i po wszystkim. Prowadząca, która szyć nie umie. Czar prysł. Warsztaty były reklamą innych, płatnych warsztatów. A gdzie to co zawarte w temacie?

Świadome bycie blogerem?

Często mówię o tym na warsztatach z blogowania. Świadomość tego, że to co robi się w internecie określa nas jako blogerów, twórców, czy jak jeszcze można nazwać to co robimy. Niestety nadal wiele osób zakłada blogi tylko po to, żeby dostawać gratisy. Podpiszą się pod wszystkim. bez zastanowienia, żeby tylko dostać nawet najmniejszy gadżet. Byłam w ten weekend świadkiem paru sytuacji, których się nie spodziewałam. Od przepychanek przy wejściu na warsztaty, przez fochy przy zapisach na malowanie paznokci, po lans na obieraczkę do ziemniaków. W między czasie na sali mówiono naprawdę ciekawie i z sensem. Naprawdę warto się zastanowić, czy warto się skusić na gadżet za fotkę w sieci.

Po prostu prelekcje

To co okazało się najlepsze na See Bloggers to prelekcje. Co prawda nie miałam okazji być na wszystkich, ale te których słuchałam zdecydowanie świetnie. Tomek Sulewski, który świetnie opowiada. Jason Hunt mobilizuje do działania, jest zawsze jest parę kroków przed wszystkimi. Prelekcja o Snapchacie lekka i rzeczowa. To jest to co lubię.


Pierwsze See Bloggers, przy którym miałam okazję pracować było inne, mniejsze i troszkę nieśmiało stawiało kroki w świecie eventów blogerskich. Ale przez ten rok się rozwinęło i rozrosło. Zmienili się organizatorzy i pomysł na imprezę. Jedno jest pewne, wszyscy włożyli w nią mnóstwo pracy. Wiem doskonale, jak wiele się trzeba nauczyć i napracować przy takim evencie, a i tak się nie dogodzi się wszystkim. Mam nadzieję, że następnym razem będzie lepiej. Mi ta forma nie do końca przypasowała, ale zapewne nie jestem obiektywna. Mam też nadzieję, że same marki zaczną działać z pomysłem, bo nie mam nic przeciwko współpracy z blogerami, ale można to zrobić lepiej.