Personal branding, rękodzielnicy i to czego nie powinniśmy robić w sieci

Ten post miał pierwotnie nazywać się “Nie podoba mi się to piekiełko”, ale po wykładzie, którego miałam okazję ostatnio wysłuchać, postanowiłam zmienić i tytuł i przekaz. Staram się trzymać swojego hasła przewodniego - zamiast krytykować, pokaż jak zrobić lepiej. 



























źródło: http://www.deniseclason.com/2013/09/personal-branding-with-olivia-omega.html




Świat rękodzieła obserwuję już kilka lat. Niestety to co dzieje się na różnych forach tematycznych troszkę mnie przeraża, zawstydza, a czasem po prostu czuję się zażenowana, bo cała sytuacja wypływa poza światek i ludzie zaczynają mieć o nas (twórcach) negatywną opinię. Ale zanim dokładniej o tym wszystkim to parę słów o personal brandingu.

Personal branding to budowanie własnego wizerunku, głownie związany z poszukiwaniem pracy i naszą bytnością na rynku pracy. Wiem, że hasło budowanie wizerunku raczej będzie się Wam kojarzyć z jakimiś początkującymi w świecie show biznesu, albo specjalistami różnych branż jak np. grafika czy web development. Muszę Was jednak troszkę z błędu wyprowadzić. Od kiedy korzystamy codziennie z internetu, publikujemy w nim różne treści, to nawet jeżeli robimy to prywatnie, to niestety musimy się liczyć z konsekwencjami. Coraz częściej słyszymy o tym, że potencjalni pracodawcy zaglądają na nasze prywatne profile na Facebooku, albo że ktoś przez nieodpowiednie zachowanie w sieci stracił pracę. 

Zapytacie pewnie, czy skoro zajmujecie się rękodziełem, bez względu na to czy to będzie sutasz, decoupage czy modelina, to dotyczy Was sprawa budowy i kontroli swojego wizerunku? Otóż dotyczy. Bulwersujemy się tym jakie fotki na portalach społecznościowych umieszcza młodzież, a czy sami umiemy się zachować. Niestety obserwując różne sytuacje twierdzę, że nie wszyscy umieją. Jeżeli prowadzicie bloga, fanpage, czy jakąś inną działalność w social mediach to radzę nauczyć się wyważać swoje opinię i potrenować zen. A przynajmniej liczenie do 10 i zastanowienie się zanim się coś palnie. Internet przyjmie wszystko co napiszecie i czego byście nie zrobili to zachowa w swoich czeluściach na długie lata. Tak samo jak obecna młodzież za parę lat będzie się wstydzić tego co wrzuciła do sieci, my możemy nasze odczuć to znacznie szybciej. 

Tak konkretnie to chodzi mi o awantury (bo dyskusjami tego nie nazwę) na różnych forach o plagiaty, ceny i inne sporne kwestie. Wiadomo, gdzie są spory czy konflikt interesów są emocje i czasami zdarza się nam stracić nad nimi kontrolę. Moja dobra rada (wiem, bo sama ją stosuje), jak się w Was gotuje, to wyjdźcie z pokoju, napijcie się wody, weźcie psa na spacer, a reagujcie jak ochłonięcie. Nerwy nie są dobrym doradcą. Nie zabraniam Wam się zdenerwować, zwłaszcza jeżeli np. ktoś skopiował Wasz autorski i skomplikowany wzór. To jest kwestia tego co z tym zrobicie.

Po pierwsze takich spraw nie załatwiamy na forum publicznym. To nie jest do tego miejsce. Możecie być pewni, że zaraz wywiąże się dyskusja, z dyskusji awantura, padną słowa, których nikt nie powinien powiedzieć. A jeżeli to wszystko robicie na Facebooku to zostanie elegancko podpisane Waszym imieniem i nazwiskiem, a tym samym odnośnikiem do Waszego prywatnego profilu. W jednej z ostatnich takich awantur, które obserwowałam padały takie inwektywy, że powiem Wam, poczułam się zażenowana. Nie będę teraz zgrywać świętej. Też zdarza mi się przeklnąć. Ale to co sobie burknę pod nosem to moja sprawa. Nigdy nie przewidzicie, kto i w jaki sposób trafi na Was w sieci. A na pewno nie chcecie, żeby trafił po takich wpisach. 

Po drugie, jeżeli uważacie, że coś jest nie tak, ktoś działa na Waszą niekorzyść, ukradł Wasze zdjęcie to proponuję zacząć od kontaktu mailowego lub wiadomości prywatnej. I nie ma co od razu zaczynać z pozycji atakującego, bo wierzcie mi nic nie zyskacie, a tylko ta druga strona jeszcze mocniej okopie się na swojej pozycji. Zresztą kto lubi być atakowany na dzień dobry. Napiszcie spokojnie i jasno o co Wam chodzi. Czasami ludzie pewne rzeczy robią nieświadomie i choć wydawać się Wam może, że to sprawy oczywiste, wierzcie mi, nie są. W większości przypadków sprawę można załatwić szybko i kulturalnie. 

Po trzecie, jeżeli sprawa dotyczy takich portali takich jak galerie artystyczne czy allegro, a porozumienia osobiście nie możecie osiągnąć, można tą sprawę zgłosić do osób odpowiadających za portal, a oni będą sprawę wyjaśniać. Sama miałam taką sytuację. Ktoś zbyt dosłownie zainspirował się moimi kolczykami. Sprawę zgłosiłam, produkt został usunięty, a osoba, która to zrobiła dostała ostrzeżenie.

Po czwarte, może się zdarzyć tak, że traficie na oporną materię i żaden z powyższych sposobów nie poskutkuje. Bywa i tak. Prawda jest taka, że na prawników mało kogo z nas stać, a samodzielnie robione zrzuty ekranu nie są dla nich nic warte, bo nie są poświadczone prawnie, a to kolejne koszta. Zastanówcie się wtedy nad jedną rzeczą. Czy gra jest warta świeczki. Fakt, akcja publiczna na blogu czy fanpage’u może przynieść jakiś skutek (ale nie musi), ale Wy możecie oberwać rykoszetem. Jeżeli nie od razu, to za jakiś czas i to w sposób niespodziewany. Jeżeli sprawa jest błaha i dotyczy jednorazowej sprawy, to zdecydowanie warto odpuścić. A jeżeli stać Was na prawnika, to wiecie co zrobić.

Podobnie ma się sprawa wszelkich dyskusji o jakości prac czy ich cenach. Rozumiem oburzenie dziewczyn dla których rękodzieło jest środkiem utrzymania, mają działalność, muszą wszystkie należności opłacić, a ktoś sprzedaje biżuterię za bezcen. Ale nawet jeżeli mają rację nikt nie dał ani im, ani mnie prawa do szykan i publicznego prania brudów. Zrozumcie, że jeżeli wrzucacie na forum, które liczy sobie setki osób post z odnośnikami do czyjejś pracy i do tego napędzacie nagonkę to tak działa lincz. A o ile kojarzę nie mieści się on w żadnych metodach pedagogicznych. Jeżeli już musicie zwrócić uwagę, to kulturalnie napiszcie maila, wyjaśnijcie swoje zaniepokojenie. Niestety na kursach rękodzielniczych tematów cen się raczej nie podejmuje. A o ile się orientuję to nie jesteśmy też jasnowidzami i nie czytamy w myślach. Ceny traktuje się jak jakieś tabu, a potem wszyscy mają pretensję, że ktoś za tanio sprzedaje. Wiem, że nikt nie zakłada, że jego kursanci zaraz po warsztatach zaczną sprzedawać swoje prace, bo w przypadku np. sutaszu trzeba długiej wprawy by mieć dobre prace. Ale ludzie mają różne pomysły. 

Taki sobie robimy niestety nie tylko personal branding moi drodzy. Zastanówcie się czy lepiej będziemy postrzegani jako grupa jak ktoś będzie miał niższą cenę, czy jak zejdziemy do poziomu rynsztoka i zrobimy dym na pół internetu?

Piszę to wszystko dlatego, że jestem oburzona zachowaniem niektórych koleżanek po fachu. Nawet jeżeli te wszystkie awantury mają racjonalny powód i racja jest po stronie tych, którzy je prowokują, to sposób argumentacji jest niestety dla mnie nie do zaakceptowania. Nie chcę, żeby rękodzielników kojarzono z takim zachowaniem. Ja nie chcę być kojarzona ze szczuciem, zastraszaniem i inwektywami rodem z rynsztoka. Ja się pod tym nie podpisuję. Oczywiście, każdy za siebie decyduje jak postępuje i pracuje na swoją markę/nazwisko. W sumie to nie moja afera, nie moje słowa, więc co mnie to interesuje. Otóż dotyczy to i mnie. Tak samo jak blogerki modowe są postrzegane przez pryzmat tych, które zawojowały Pudelka, tak samo jest w przypadku rękodzieła. Słyszałam już nie raz opinie spoza światka, od ludzi, których rękodzieło interesuje jako potencjalnych klientów i wierzcie mi te wszystkie “dymy” mają w nich swój oddźwięk. Jeżeli chcemy być postrzegani jak artyści, robić małe dzieła sztuki, mieć swoje firmy, klientów to wyzywanie ludzi od k…. publicznie jest nie do przyjęcia. Proszę Was zastanówcie się na tym co robicie. Mnie jest wstyd.