Instakryzys - trochę moich przemyśleń



Cześć!

Coraz częściej słyszę (i czytam), że Instagram Was wkurza. Frustruje sztucznym ruchem, automatycznymi komentarzami botów, które nie mają żadnego sensu i nieustającą pogonią za instapopularnością.

To nie będzie kolejny post poradnikowy o tym jak okiełznać ten instagramowy bałagan. To nie będzie też lament o tym, że Instagram jest zły i tnie zasięgi, (bo to kompletnie nie tak). To raczej takie moje rozkminy o ludziach, którzy zamiast się cieszyć drobiazgami, wolą rozbić bank pozornej popularności.

Jeżeli prowadzicie swoje konta właśnie na Instagramie to na pewno zauważyłyście, że w ostatnich miesiącach wiele się tam zmieniło. Jeszcze na początku roku można było fajnie działać, a dobrze dobrane hashtagi i pora publikacji potrafiły zdziałać cuda. Sama miałam wtedy naprawdę fajne statystyki i dynamiczny przyrost realnych obserwatorów. Potem zmienił się sposób wyświetlania hashtagów, Instagram przekroczył 1 miliard użytkowników, a gdzieś w tym wszystkim rozgościły się tysiące botów. Myślę, że doskonale wiecie, co mam na myśli.

Ja tego nie rozgryzę?

Na początku postanowiłam jednak się nie dać tym zmianom i rozgryźć, jaka strategia pozwoli przełamać marazm, który zapanował na tej platformie. I to nie, dlatego, że mam taki pęd do sławy i miliona followersów na Instagramie. Sporo piszę o Instagramie, bo naprawdę kręci mnie ta platforma, a ta zmiana mocno weszła mi na ambicję. Próbowałam, zawzięłam się, kombinowałam, sprawdzałam i przestało mnie to bawić, wręcz się zniechęciłam. Chyba za mocno chciałam.
Zamiast znaleźć rozwiązanie, zapędziłam się w kozi róg i straciłam do tego wszystkiego serce. A ten artykuł jest po to, żebyście spojrzeli na Instagram nieco inaczej. Zaglądając na Instastories osób, które obserwuje widzę, że ta instafrustracja dotyka wiele osób. W końcu wkładacie wiele serca w swoje profile, w tworzenie zdjęć, a zdaje się nie widać progresu. Do tego na wielu grupach kobiecych i blogach biznesowych czytamy, że trzeba się rozwijać, planować, być regularnym itd. I nie będę Wam nawet próbować wmówić, że te wszystkie elementy nie są ważne. Jeżeli wasze konto na Instagramie nie jest typowo prywatne (dla Was i Waszych znajomych), ale macie na nie jakiś plan biznesowy, to oczywiście bardzo istotna rzecz. Jest jednak coś, co jest ważniejsze, a mam tu na myśli nasze zdrowie psychiczne.
Jakiś czas temu czytałam artykuł na temat tego jak przeglądanie Instagrama wpływa na naszą samoocenę i postrzeganie świata. Akurat w tym przypadku chodziło o kwestie postrzegania swojego ciała czy posiadania modnych przedmiotów i wspaniałego życia ze zdjęcia. Myślę, że w przypadku twórców internetowych jest jeszcze jedna rzecz, która nas frustruje i sprawia, że potrafi nas dopaść kryzys i wątpliwości. A mianowicie brak postępów mimo dużego nakładu pracy.
  

Przecież innym idzie znacznie lepiej

Uwielbiamy się porównywać. Kto ma lepsze zdjęcia, pomysły, dodatki. Kto ma więcej followersów, albo czyje Stories zostało obejrzane przez więcej osób. A może ktoś już ma 10 000 followersów i może zrobić to upragnione swipe up, a ja jeszcze nie?
Oczywiście wszyscy mamy prawo do ambicji, chęci rozwoju i tego wszystkiego, co się z tym wiąże. Tworząc na Instagramie mamy jakieś założenia, chcemy żeby zdjęcia się podobały, były lajkowane, miały zasięgi. Jesteśmy internetowymi twórcami i zasięg to też rodzaj naszej waluty, więc nie ma w tym kompletnie nic złego. A to jest właśnie powód pojawie się botów na Instagramie. Są osoby, które wymyśliły jak „oszukać system”. Widziałam nawet artykuły o tym jak to młodzi twórcy takich aplikacji do nabijania sztucznego ruchu są uważani za młodych, zdolnych biznesmenów, którzy wiedzą jak zarabiać na Instagramie. Młodzi, ambitni twórcy start-upów, którzy wiedzą jak działać w mediach społecznościowych. Wiele osób się na to nabiera, bo to przecież sprytnie nazwano automatyzacją, która oszczędza czas. Słyszałam mnóstwo teorii na temat tego jak boty pomagają, jak czyszczą zasięgi z fejkowych kont i innych botów itd. Wszystkie te teorie to ściema, ale działa skoro ludzie się na takie usługi decydują. Inni robią to zupełnie świadomie, bo zależy im na liczbach, a nie społeczności.
Czytam wszystkie artykuły o Instagramie, które wpadną mi w oko, bo zawsze można się dowiedzieć czegoś ciekawego. Przy okazji takich postów na blogach wielokrotnie spotkałam się z fragmentami o instagramowych współpracach i magicznych 10 000 followersów, którzy są granicą od której firmy w ogóle zwrócą na Was uwagę. To między innymi z tego powodu ludzie decydują się takich ruch. Chęć otrzymywania paczek z darmowymi kosmetykami lub ubraniami jest tak ogromna, że nie liczy się nic innego. Takie osoby tak naprawdę często nie mają nic ciekawego do powiedzenia w sieci a influencerów postrzegają przez pryzmat unboxingu na Instastories.
Na szczęście te 10 000 to nie prawda. Oczywiście w zależności od marki, kampanii i innych czynników może być tak, że marki będą szukały takich kont, które mają już duże społeczności. Ale jeżeli macie ciekawe konto, dopieszczone zdjęcia a co najważniejsze ciekawą społeczność, to takie propozycje mogą też trafić do Was.



To co robić?

Sporo o tym myślałam ostatnio i  pewnie to co tutaj przeczytacie nie będzie niczym odkrywczym. Ale myślę, że zbyt często w pogoni za tym wszystkim zapominamy. Powiem Wam tak: róbmy swoje! Inspirujmy się wzajemnie, ulepszajmy warsztat fotograficzny, opowiadajmy ciekawe historie naszym followersom, ale nie spinajmy się tym, że czasem coś nam nie wyszło. Nie porównujmy się, nie ścigajmy. Nie dajmy się nabierać na boty, działania follow/unfollow czy zbiorowe rozdania (loop). Przekonacie się, że jak sobie nieco odpuścicie spinanie, rozluźnicie się, głowa dostanie więcej luzu, okaże się,  że minęła spina, a tworzenie sprawia Wam większą frajdę.

Stwórzcie coś fajnego, zbudujcie wokół zgraną społeczność, która chce z Wami rozmawiać. Nie musi być od razu duża. Jak będzie naprawdę fajna to rozrośnie się w odpowiednim dla siebie czasie. Ci, którzy oszukują w końcu odpadną z tych „zawodów”, a obronią się naprawdę fajne, zgrane społeczności.